Niby nic, a jednak. Taki tam lekki kaszelek, taki zwykły, jak zwykle się dziecko napije za dużo i musi odkaszlnąć. Noc nieprzespana, i moja i młodego. A także taty i starszego, bo wrażliwe to dziecko na hałasy (nie wiem po kim, bo jak ja zasnę to ciężko mnie zbudzić, no chyba, żeby się waliło, ojciec też śpi, tam śpi- chrapie!).
Młody dziwnie płacze, już wiem, że to nie jest zwykłe przebudzenie nocne, wchodzę, po omacku szukam dzieciorka w łóżeczku, a tam mokro. Mokro- obrzygane (no przepraszam, inaczej się nie da). Przebieram młodego, siebie, zmieniam pościel. I tak do rana. Aż pościel mi się skończyła. Spaliśmy potem do 11. Plany poszły w łeb. Trudno, dziecko ważniejsze. Żebym ja jeszcze wiedziała od czego to. Dziś powtórka z rozrywki. Niech już to cholerstwo się odczepi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz